40 000 kilometrów, taki obwód w zaokrągleniu ma nasza Ziemia. Nasz Berlinek w tamtym roku, gdyby jechał wzdłuż równika, to pokonałby tę odległość, aż półtora raza. 60 000 kilometrów! Nasz rekord roczny! Rok wcześniej 40 tysięcy, w tym… aż 60 tysięcy! 100 000 kilometrów po różnych zakamarkach Europy. Zacznijmy krok po kroku, a właściwie miesiąc po miesiącu naszą zeszłoroczną podróż.
STYCZEŃ
Nowy rok witaliśmy w towarzystwie nowych znajomych, z którymi umówiliśmy się na grupie caravingowej. W miłej atmosferze wkroczyliśmy w rok, który nie mieliśmy zbytnio zaplanowany. W sumie… czy kiedykolwiek planowaliśmy w przód cokolwiek. Tak też wróciliśmy z okolic Szklarskiej Poręby w Nowy Rok.
Tydzień później ruszyłem w samotną, męską podróż z Tadeuszem. Cel? 3 szczyty, tak by ukończyć drugą już Koronę Gór Polski. Rudawiec, Kowadło i Wysoka Kopa w Górach Izerskich. W taki sposób ukończyłem już po raz drugi wyzwanie zdobycia najwyższych szczytów z 28. górskich pasm polskich. Chętni dołączyć do takiego wyzwania? Zapraszam Was na stronę, gdzie możecie zapisać do tego wyjątkowego klubu, który zrzesza już 140 tysięcy osób!
Reszta miesiąca przebiegała spokojnie w Warszawskim domowym zaciszu.
LUTY
Luty to czas ferii, na które zdecydowaliśmy się pojechać w miejsce, które przyciąga nas jak lep na muchy. Pozzuoli, bo o nim mowa, a właściwie pizza w Tito. 2 lutego ruszamy i poprzez Bratysławę docieramy drugiego dnia do Słowenii, w którym trafiamy na karnawał, który rok temu nas ominął – Kurentowanje.
Kolejnym celem jest dotarcie do Włoch. Po krótkim spacerze po stolicy Słowenii – Ljubljanie, zimową ścieżką poprzez piękne Dolomity docieramy nad Jezioro Garda. Wiatr, który tam szalał zmotywował nas, byśmy przedłużyli tego dnia trasę. W ten sposób dojeżdżamy na piękny punkt widokowy w miescie Romea i Julii – Weronie.
Nazajutrz chcieliśmy dojechać już do Toskanii, gdzie chcieliśmy wypróbować termy, które są naturalnymi termami dostępnych dla wszystkich i to za darmo! Po drodze jednak zupełnie przypadkowo dojeżdżamy na nocleg do San Gimignano, a tam czeka na nas puste miasto, które mam tylko dla siebie. Uczucie w tamtym momencie tej „głośnej ciszy” zapamiętamy na pewno na bardzo długo.
Dojeżdżamy do term. Odwiedzamy dwa miejsca, pierwsze z nich to Terme Di Saturnia, kolejne Bagno San Filippo, tam zupełnie przypadkiem rozmawiamy o parkingu z pewną Panią któ®a okazuje się być żoną aktora z serialu, który w tamtym okresie oglądaliśmy. Razem z żoną przylecieli na urlop prosto z Australii. Miła rozmowa sprawiła, że ów aktor bardzo zyskał u nas swoim „byciem normalnym” co nie wydaje się być niezwykłe, jednak warto docenić takie zwykłe zachowanie.
Kolejny przystanek to miasto, które nie sposób ominąć. Wieczne miasto – Rzym! Spędzamy tam dwa dni, a śpimy na parkingu w centrum miasta. Dzięki temu mamy wszystkie atrakcje na wyciągniecie ręki. Po dwóch dniach nadchodzi czas by wyruszyć do naszego celu – Pozzuoli.
Tam trafiamy do naszych przyjaciół z Tito oraz do Basi. Przepyszna kuchnia i rodzinna atmosfera. Spacer po Pozzuoli – miejscu, gdzie jeszcze chwile temu mieszkaliśmy tutaj przez pół roku. Spędzamy tu trzy dni, jednak w międzyczasie robimy jednodniową wycieczkę, by dać szanse ponownie wybrzeżu Amalfi, bo w okresie letnim nas nie przekonało do siebie. Straszny gorąc, nie ma gdzie się schować i hordy tłumów. Tym razem udajemy się na Ścieżkę Bogów, która zachwyca swoimi widokami.
Z Pozzuoli kierujemy się prawie prosto już do wyjazdu z Włoch. Prosto to dużo powiedziane, bo pierwszym przystankiem jest San Marino, a tam zdobywamy najwyższy szczyt tego Państwa powiększając tym samym pasek postępu zdobycia Korony Europy. W Mediolanie zatrzymujemy się na szybki spacer i odpoczynek. Na koniec dnia meldujemy się przy samej granicy włosko-szwajcarskiej gdzie na masce robie cytrynówkę z cytryn, które zbierałem z każdego zakątka Włoch.
W Szwajcarii mamy tak, że nie musimy mieć planu. Tam wystarczy jechać i podziwiać. To kraj, który oferuje takie widoki, że głowa mała. Jednak tym razem mamy cel, a jest nim zobaczenie jednej z piękniejszych gór świata. Matterhorn. Góra, która budzi podziw u każdego, kto ją zobaczy. W Szwajcarii jesteśmy 3 dni po drodze pokonując trasę Grand Tour, która jest trasa prowadząca przez najciekawsze miejsca kraju.
Przez niemieckie miejscowości jak Heidelberg docieramy do Pragi, skąd ruszamy już do domu.
W marcu mamy swój jedyny tego roku lot. Lecimy do Dortmundu, gdzie odwiedzamy rodzinę. Miesiąc na spokojnie spędzamy w większości W Warszawie. Raz uciekamy kawałek dalej i jedziemy do Poniatowej, a tak to wiedziemy sielankowe Zycie w domowym zaciszu.
Miesiąc debiutów i nowości dla nas. W połowie kwietnia ruszamy na festiwal podróżniczy Tu i Teraz w Sulęcinie, jednak tym razem jako prelegenci. Opowiadaliśmy o tym jak przypadki spowodowały, że zwiedzamy świat naszym małym campervanem. Debiut zaliczamy do udanych, a przy okazji zobaczyliśmy piękne zielone tereny Lubuskiego, a w drodze powrotnej zajechaliśmy do Pana Grzegorza w Wielkopolsce i mieliśmy okazje podziwiać piękne rozlewiska Warty.
Rozlewisk było więcej w tym miesiącu, bo zdecydowaliśmy się pojechać, odkryć Biebrzański Park Narodowy i był to strzał w dziesiątkę. Wizyta tam zmotywowała nas do napisania naszego pierwszego przewodnika, który o dziwo trochę osób pobrało.
MAJ
Dawno nie robiliśmy szczytów z Korony Gór Polski, więc w maju ruszamy na szlaki. Radziejowa, Wysoka oraz Lackowa, te trzy szczyty zostają wpisane do naszych książeczek.
Odwiedzamy też przy okazji wizyty w Krakowie Ojcowski Park Narodowy, a na koniec miesiąca świętujemy urodziny Anity i udajemy się w Bieszczady, gdzie będę chciał sprawdzić się przed czerwcowym wyzwaniem.
CZERWIEC
Startujemy ze zbiórką na Domy Tymczasowe. Ruszam na Główny Szlak Sudecki. Pierwszy mój długodystansowy szlak, który udaje mi się przejść w 14 dni. Zbiórka trwa, a ja złapałem bakcyla i już wiem, że za rok będę próbował przejść jeszcze dłuższy szlak.
LIPIEC
Zbiórka trwa, a Anita próbuje swoich sił w wyzwaniu polegającym na przejechaniu Polskiego Wybrzeża rowerem. Pokonuje swoje słabości i przejeżdża trasę rowerową R10.
My zbieramy nadal karmy i pieniądze na zrzutce i z końcem miesiąca bierzemy się za realizacje celu. Udało się zebrać ponad 5 tysięcy złotych! Robimy z tego 16 wielkich paczek – 8 dla psów, 8 dla kotów. W każdej około 15-25 kg różnych wysokiej jakości produktów. Część karmy zostawiamy i bierzemy ze sobą na nasz wyjazd wakacyjny.
I tak rozpoczynamy naszą wakacyjną przygodę, cel Rumunia. Wyjeżdżamy 29 i na koniec miesiąca jesteśmy już Parku Apuseni na zachodzie Rumunii.
SIERPIEŃ
Rumunia, Bułgaria, Macedonia, Albania, Kosowo, Czarnogóra, Serbia – to te kraje udało nam się zobaczyć w sierpniu. Oprócz dwóch dni w Macedonii wszystkie noclegi były w naszym Berlinku! Zobaczyliśmy miejsca, które oferowały cudowne widoki. Kuchnia bałkańska i miejsca, które ludziom wydają się za niebezpieczne, a nam? Nam podobało się to jak ludzie byli donas przyjeźnie nastawieni.
WRZESIEŃ
Powoli wracamy z wyprawy naszej, jednak „po drodze” zajeżdżamy jeszcze raz na Transalpine jednak tym razem z Ramoną, która udało się uratować w Serbii. Wracamy do Polski poprzez Węgry i Słowację i już myślimy, że to koniec i mamy chwile odpoczynku.
Jednak ja próbuje zrealizować dwa wyzwania. Pierwsze autostop, który ma mnie zawieźć aż pod mój pierwszy 3-tysięcznik. Drugi to wejście na ów szczyt, Pierwsze wyzwanie mi nie wychodzi i tuż pod czeską granicą po dłuższym okresie gdzie nie mogłem zlapac zadnego stopa decyduje się kapitulować.
Jednak nie rezygnuje z drugiego celu i wyruszam do Austrii Berlinkiem. Na koniec sezonu melduje się na swoim pierwszym 3-tysięczniku, jakim jest Groser Hofner.
Anita rozpoczyna pracę w Siedlcach. Weekendowo gdzieś od czasu do czasu jeździmy. Jak np. w Bieszczady na odpust w Łopience. Udajemy się również na redyk do Szczawnicy i jesteśmy mocno rozczarowani. Ludzi tyle, że wjechać i wyjechać tam to był prawdziwy sukces.
Trafiamy również przypadkiem na piękny punkt widokowy w miejscowości Klin tuż za polską granicą, na Słowacji. Wschód Słońca, który mieliśmy okazję tam oglądać był spektakularny!
LISTOPAD
Dużo obowiązków i późno jesienna aura powoduje, że nie robimy zbyt dużo w tym miesięcy, ale udaje nam się trafić na przepiękną zimę w Istebnej, do której pojechaliśmy, by odwiedzić rodzinę Anity.
Uruchamiamy nasz sklep z (póki co) smaczkami dla psów. Tworzymy własny kalendarz adwentowy angażujący zarówno psiaki, jak i ich właścicieli.
GRUDZIEŃ
Realizujemy zadania adwentowe z kalendarzy psów oraz z tego przygotowanego przez Anitę dla nas. Jedno zadanie zaprowadza nas aż do HallStatu gdzie mieliśmy zobaczyć jarmark bożonarodzeniowy. Wiedeń, Bratysława, Czeski Budziejowice i wiele innych miejsc, w których mogliśmy zobaczyć świąteczne iluminacje.
Święta, święta, a jak święta to prezenty, a my sprzedawaliśmy prezenty dla psiaków. Jednak szybko zleciało i po świętach nadszedł czas na przeprowadzkę. Kierunek Bytom. Dwa dni znoszenia rzeczy z 4 piętra bez windy i dwa kursy busem z Warszawy. O 18 w sylwestra wracam do domu pełnego kartonów i świętujemy na spokojnie nowy rok.
Rok był bardzo intensywny, a ten zapowiada się również bardzo ekscytująco. Wiele pomysłów związanych z rozwinięciem naszych różnych pomysłów, wiele inspiracji podróżniczych i wiele wyzwań.
A o tym wszystkim będziemy Wam zdradzać na bieżąco! Dlatego śledźcie nas, by nie przegapić co u froggisowej załogi się będzie dziać!
Dziękujemy Wam za tamten rok, za wsparcie i udział w różnych naszych akcjach i mamy nadzieje, że w tym roku również zrobimy wspólnie coś wspaniałego dla psiaków!
Zapisz się do newslettera, by dostawać informacje, które nie będziemy publikować na stronie. Podróżnicze ciekawostki, ciekawe oferty na loty oraz wiele, wiele innych.