Flip i Flap oraz uwodzicielska Ramona – serbskie psiaki.

Miała być wspaniałą kilkudniowa przygoda w drodze do Polski. Miało być znalezienie domu i pomoc tym dwóm cudownym istotom. Miała być, ale nie była…

Zostało jedynie złamane serce i łzy we wszystkich oczach, ale było toż widoczne zrozumienie w tych szklistych brązowych psich oczach. Podzielimy się z Wami historia, która miała mieć inne zakończenie, a która niestety nas pokonała i spowodowała dość duży spadek morali, przez kilka dni naszej podróży.

FLIP I FLAP

Kilka dni temu spotkaliśmy psiaka, o którym Wam pisaliśmy. Mieliśmy jechać już na wschód Serbii, gdy w głowach cały czas siedział nam plan, by wziąć tego szczeniaka ze sobą do Polski i spróbować znaleźć mu kochający dom. Plan w końcu przeobraziliśmy w czyny. Rozpoczęliśmy się dowiadywać, jak to wygląda formalnie oraz rzecz jasna budżetowe. Tak zapadła decyzja. Nadrabiamy 300 kilometrów i jedziemy do miejsca, gdzie się spotkaliśmy z naszym Rudym liskiem.

Dojeżdżamy. „Zwykła zatoczka”, ze śmieciami w okolicach miejscowości Novi Pazar. Nie musieliśmy długi szukać. Nasz piękny lisek odrazy zobaczył i usłyszał nas i sam do nas wybiegł. Poprzednik razem długo go musiałem namawiać na interakcje, a teraz nas poznał i przyszedł się przywitać. Niepewnie, lecz z garstką zaufania skierowaną w naszą stronę.

Gdy podbiegał do nas, to zauważyłem małe czarne coś, uciekające w krzaki, w których mieszkały. To rodzeństwo, zatem Anita zajmuje się Liskiem, a jaka próbuję namówić do wyjścia z pokrzyw, rzepów i wielu innych niezbyt przyjemnych roślin naszego nowego znajomego. 30-minut później mamy już dwójkę. To bracia, którzy żyją tutaj.

Nie wiemy, czy mają matkę oraz jak wygląda wszystko. Dlatego zjeżdżamy w dół droga, która prowadzi nad strumyk, nad którym towarzystwo musiało przed chwilą się chłodzić, bo mają mokre łapki. Dajemy im karmę i rozpoczynamy pierwszy etap zaznajamiania i sprawdzania tego, czy możemy ich wziąć. Bo teraz plan należało dostosować do nowych warunków. Plan zakłada teraz nie jednego, a dwa psy, które pojadą z nami do Polski.

Psy szybko się akceptują z naszymi i leżą koło nas, więc teraz czas na etap drugi. Obroża plus smycz. Zdziwienie dwóch młodzieńców na nasze czynności było zasadne.

Wszyscy inni olewają nas, a jakieś dwoje ludzi przyjechało do nas drugi raz i coś nam uwiązało, co to za dziwaki – tak zapewne pomyślały, gdy wykonywaliśmy te czynności

No i mamy 4 psy na smyczy… Już wiemy, że z dalszych planów zwiedzania Serbii będziemy musieli zrezygnować, jednak przyświeca nam inny cel. Cel, by pomóc tym słodkim pyszczkom, które w tej chwili nie wiedzą, co się dzieje i próbują wracać do swoich krzaków. Jednak, które w Polsce będą miały szansę na znalezienie wspaniałego domu. Na dzisiejszą asymilację I przygotowanie mamy cały dzień. Rezygnujemy z wszystkiego i chcemy jak najlepiej wykonać to zadanie, by mieć pewność,  że damy radę przetransportować je do Polski.

Zastanawiałem się, czy dać te zdjęcia i opisać to, w jakich warunkach przebiegało cała nasza akcja, jednak dodam tak, by można było zobaczyć, w jakich warunkach żyją tam psy w tamtych okolicach. Zdjęcia są drastyczne, ale, jako że to Wasze wpłaty pozwoliły na dokarmianie tych psów i w tym momencie na akcję ratunkową to warto wiedzieć z jakich warunków ich wszyscy razem, wspólnie z Wami ratowaliśmy. Te dwa szczeniaki jednak to tylko garstka z tych, co widzieliśmy przejeżdżając przez tamte okolice.

Wyobraźcie sobie zatoczkę, a na niej pełno śmieci, które wyrzucają ludzie. Kawałek dalej, nieoficjalna toaleta, gdzie pełno papierów i ludzkich odchodów. Tuż obok ślad po wypalaniu śmieci, który robił za lokalną spalarnię. Oczywiście nie oficjalna, ale ludzie tutaj palą śmieci we wsiach w koksowniach nawet. A oprócz tego zapach padliny, który nie potrafiłem zlokalizować, ale który w końcu (niestety) odkrywam.

UWAGA! zdjęcie może być dla niektórych drastyczne.

To pies, a właściwie suka. Wygląd i wielkość podpowiada mi, że to może być matka tej dwójki. Rozkładające się zwłoki psa i śmieci. A obok my, próbujący wyrwać ich z tego wszystkiego i dać im szanse na nowy dom w Polsce.

Siedzimy z nimi tak dobre parę godzin. Teraz nadszedł czas na kolejny punkt – konieczny, by wziąć je. Trzeba wyczesać z nich rzepy i wszystko, co się przyczepiło i umyć. Zagrzewamy wodę, by nie kąpać ich w lodowatym strumyku i zaczynamy od czarnego, a następnie do mycia bierzemy rudego. Poszło to dość sprawnie nam. Teraz to dopiero mają zagwozdke – przyjechali, nakarmili, wsadzili do samochodu byśmy odpoczęli z nimi. Zawiązali nam jakieś ustrojstwo, że nie można uciec w krzaki, a teraz jeszcze nas jakimś śmierdzącym i pieniącym się czymś szorują.

Co to za Barany – zapytał czarny
– To Polacy. – skomentował mu Rudy.

Swoją drogą ta dwójka była bardzo przypominająca dwójkę z Bajki Pinky i Mózg. Rudy opanowany i bardziej taki ogarnięty, a czarny z buzi było widać nawet, że czasem coś do niego nie dociera. Dodatkowo strasznie grubiutki, prawdopodobnie od chleba i śmieci, które znalazłem w ich norze, a którymi się żywili. Jednak po dłuższym czasie i już ochłonięciu zdecydowanie to był Flip i Flap.

Psy umyte. Jest godzina 17-18, jesteśmy tu już dobre, bite, parę godzin. Nagle z naprzeciwka strumyka, trąbi na nas gość. Okazuje się, że przez strumyk biegnie droga do jednego z gospodarstw. Szybko pakujemy i chcemy odjechać, by umożliwić przejazd. Niestety, samochód nie odpala – brak benzyny. No szlak by to…, zawsze w takich momentach musi coś się dziać. Pokazujemy kierowcy, że potrzebujemy chwili. Wyciągamy kanister – nie karnister – i dolewamy. Odpalam. Odjeżdżam i podjeżdża do nas samochód. Chwilę rozmawiamy ze starszym Panem, któremu próbowaliśmy wytłumaczyć, że jesteśmy z Polski, jednak cały czas on rozumie nas jakbyśmy byli Holendrami. Prawdopodobnie finalnie i tak nie zrozumiał, bo pożegnał nam holenderskim dowidzenia.

My jednak wracamy do naszego pakowania. Bo mamy umyte psy, jednak 4 psy w takim samochodzie to trzeba umiejętnie to rozplanować i zapakować rzeczy. Przepakowywujemy się i organizujemy przestrzeń tak, by każdy pies był zapięty oraz by w czasie podróży nie powstała pomiędzy naszymi a nowymi jakaś awantura. Pod młodziaków dajemy ręcznik, bo są mokre i jesteśmy gotowi do jazdy. Stało się, przygotowaliśmy się do podróży, jedziemy.

Pierwszym etapem jest zatrzymanie się w większej miejscowości, która jest Novi Pazar u zakupienie jakiejś folii lub ceraty. Tak na wszelki wypadek, gdyby coś się im przytrafiło w czasie podróży.
Podróż do tej miejscowości trwała może 15 minut. Po chwili czujemy w samochodzie okrutny smród, wręcz odór dużo gorszy niż zapach, w którym cały dzień dzisiaj siedzieliśmy. Już wiemy, że któreś coś zrobiło. Zajeżdżamy na parking. Ręcznik do wyrzucenia. Jest cały w wymiocinach, w których było wszystko. Wyglądało to strasznie. Jednak ze zrozumieniem wyrzucamy nasze rzeczy, które zostały zabrudzone i szybko idę szukać jakiegoś sklepu, by można było coś pod nimi rozłożyć. Nie znajduje nic poza wielkimi workami na śmieci, które dajemy pod naszą nowo przygarniętą młodzież. Ruszamy dalej, jeśli można nazwać to ruszeniem, bo 2 minuty później jeszcze gorszy odór atakuje nasze nozdrza. Zajeżdżamy na parking na stacji. Otwieramy bagażnik. A tam, wysypują się i wylewają różne rzeczy wydalone przez psy, które, gdy sprzątaliśmy spowodowały, że prawie dorzuciłem od siebie wymiotną cegiełkę.
Wyobraźcie sobie smród śmietnika, na którym one żyły. A teraz dodajcie to, że one to wszystko jadły i takie nieprzetrawione rzeczy były w naszym samochodzie, który już w dużej części był ubrudzony.

Wymieniamy podkłady ruszamy dalej. Powtórka z rozrywki. Zakrywamy i odkrywamy okna, by sprawdzić, czy może w jakimś innym sposobie się odnajdą. Niestety, leci z nich z każdej możliwej strony. Po kilku próbach i dwóch godzinach walki podejmujemy jedna z cięższych dla nas decyzji…

Czy mogliśmy zrobić coś więcej? Pewnie tak, jednak w tamtej chwili zrobiliśmy i próbowaliśmy zrobić tyle ile mogliśmy. I pewnie przyjdą inne rozwiązania co mogło byśmy zrobić inaczej by spróbować im pomóc, jednak teraz już pojechaliśmy dalej i musimy przetrawić naszą porażkę.
W samochodzie obecnie nie da się za bardzo spać, musimy go wywietrzyć… Więc lądujemy gdzieś na uboczu, tak by noc spędzić z otwartymi wszystkimi drzwiami z tyłu.
Na koniec zdjęcie, które miało być jednym z wielu naszych wspólnych zdjęć w drodze do Polski, a które zostało jedynym zdjęciem z tego dnia.

UWODZICIELSKA RAMONA

I to mógłby być koniec tej historii, mógłby być, gdyby nie dzień, który nam się przydarzył dwa dni po tych wydarzeniach. A jak wiadomo, nic nie dzieje się przypadkowo.
Udaliśmy się w kierunku najwyższego szczytu Serbii – Midzuru. Pogoda tego dnia była typowo jesienna, było koło godziny 11:00 więc zdecydowaliśmy się, że zatrzymamy się w małej miejscowości, w bardzo lokalnej knajpie, która serwowała klasyczną kawę z fusami – parzuche, oraz jakieś lokalne dania, która pani kuchni – serbska babcia – może wykonać w swojej kuchni.

Gdy tylko siedliśmy zaczęło nas odwiedzać mnóstwo piesków, które w tej miejscowości koczowały, bo mieszkaniem raczej ciężko nazwać spanie pod balkonem czy pod drzewem.

Kolejny za kolejnym psem zaczęły nas odwiedzać. Wzięliśmy się więc za dokarmianie psiej społeczności. Jednak wtedy przyszła ona… Piękne długie zgrabne nogi, włosy lekko niezadbane, jednak wyjątkowo srebrzyste niczym córa wiedźmina. Buska z czarującym uśmiechem, które w połączeniu z jej hipnotyzującymi oczami powodowały, że każdy zwrócił na nią uwagę, gdy weszła do ogródka. Nie zainteresowali jej inni goście, tylko my. Podeszła, usiadła i przywitała się z nami rzucając po serbski.

witajcie piękni nieznajomi. – rzekła witając się z nami

Usiadła i chciała się rozgościć, gdy właściciel lokalu przyszedł i zaczął przepędzać ją oraz pozostałe psy kijem. Ramona, prawdziwie uwodzicielska i tajemnicza Ramona. Tak ja od razu nazwaliśmy. Psy rozbiegły się po okolicy, jednak Ramona wracała.

Chluuuup, poszedł dzbanek wody w kierunku psów. Na które woda działa jak woda święconą na diabła. Szybkie uniki i Ramona wciąż koło nas.

słyszałam Wasza historię o szczeniakach. Cieszę się, że chcieliśmy nam, serbskim bezdomniaków pomóc. Nie zawsze się udaje, a liczą się chęci. Dlatego nie smućcie się tymi ostatnimi wydarzeniami.

Próbowała podbudować nas, którzy w pogodę pod psem wylądowali gdzieś, gdzie pewnie nigdzie turystów nie było. Wtedy właściciel podejmuje kolejną próbę pogonienia już tylko dwóch psów, którzy walczą o pozostanie przy lokalu. Goście, którzy są tam albo reagują negatywnie i również pomagają w przegonieniu ich lub po prostu nie zwracają uwagi na nie i zachowują się neutralnie, czyli jak by nie patrzeć wyjątkowo dobrze jak na serbskie standardy współdzielenia terenu z tymi psami.

Wtedy wychodzi jeden z pracowników knajpy z czymś, co gdy zobaczyliśmy to dostaliśmy szoku. Szoku, którego po kontakcie z głośnym paralizatorem dostałaby pewnie nasza nowo poznana znajoma – Ramona. Od razu powiedzieliśmy, że tak nie wolno i że psy nam nie przeszkadzają i mogą siedzieć, a za chwilę wychodzimy więc psy pewnie pójdą za nami.

Płacimy i wychodzimy. Kierujemy się do samochodu, do którego odprowadza nas syberyjska nowo poznana znajoma. Wsiadam na miejsce pasażera, bo wypiłem w knajpie serbskie piwo. Czekam na Anitę i robię coś co wyda się trochę szalonego, ale nie wiem czemu czułem jakoby ten pomysł podsunęła mi właśnie Ramona.

Rozstawiamy nogi, tak by mieć na podłodze, jak najwięcej miejsca, spoglądam na nią i jakbyśmy się rozumieli bez słów. Wchodzi i siedzi jako trzeci pies z nami. Anita wraca i bez słów ruszamy, byśmy jak najszybciej wyjechali z tego miejsca. Ten pies znalazł i wybrał nas. Usłyszał o próbie pomocy dwóm innym psom z jego kraju i też chciała prosić o pomoc. Jak więc moglibyśmy odmówić jej pomocy?

Jedziemy pod Midżur. Jutro z rana będę chciał zdobyć szczyt. Psa najwyżej na noc zostawimy koło samochodu i zobaczymy jak zareaguje na wszystko. W spadku po Flipie i Flapie dostaje fioletową obrożę. Wyciągamy jedną z zapasowych smyczy sznurkowych, które mamy. Ciągnie, jednak daje się prowadzić. Być może kiedyś była psem domowym jednak komuś się znudziła?

Nadchodzi noc, a z nią silny wiatr niczym halny z Polskich Tatr.

no trudno nie mamy wejścia – zgodnie stwierdzamy z Anita po czym nasze psy lądują u siebie w legowiskach na przednich siedzeniach, a nowemu pasażerowi na gapę rozkładamy psi ręcznik w nogach. Zwinięta kulka spędza tak całą noc, nie zawadzają nikomu. Rano jak pogoda się polepszy będzie musiała iść nami na górski trekking jednak tym razem dla niej nie swobodnie, lecz na uwięzi, blisko człowieka.

Noc i ranek okazują się katastrofalne, jeśli chodzi o pogodę. Wiatr, który szaleje, spokojnie mógłby sprawić, że Sisi byłaby jednym wielkim czarnym latawcem. Decyduje się, że po prostu szybko wbiegnę i zbiegnę z tego szczytu. Tak by nie ryzykować psów. Po 2.5 godzinach jestem z powrotem, a my szybko pakujemy się i jedziemy z psem w nogach dalej. Ku większemu miastu, by znaleźć weterynarza i sprawdzić, czy coś dowiemy się o naszej Ramonie.

Znalezienie weterynarza zajmuje nam pół dnia. Pies nie ma śladów by był czyiś. Nie jest zachipowany, ma pchły, kleszcze i sporo ran. Wtedy nie pozostaje nam nic innego.
– ile kosztuje zaszczepienie psa, zachipowanie i wyrobienie paszportu – zgodnie zapytaliśmy we dwoje córki weterynarza, która była na łączach telefonu, gdyż on nie zbyt dobrze rozumiał nas po polsku i angielsku.

Zaczęło się, oficjalnie postanowiliśmy, że weźmiemy Ramone i poszukamy jej domu w Polsce. Zajeżdżamy na nocleg gdzieś na uboczu i umywamy ja specjalnym szamponem na pchły i kleszcze. Dzielnie to znosi. Zapuszczamy krople i odrobaczamy tabletka. Noc spędza już bardziej odważnie, bo rozwala się na całej szerokości nóg.

 

Kolejny dzień i kolejne przygody dla nas. Konieczna wymiana opon, bo są ścięte i nie nadają się do jazdy. Docieramy pod granicę, która będzie kluczowa dla przeszmuglowania naszego pasażera. Granicy Unii Europejskiej. Jednak decydujemy się z racji na późną porę pokonać ją dopiero następnego dnia.
Przejeżdżamy przez granicę. Najpierw kontrola paszportowa. Dajemy dwa paszporty nasze i tym razem już trzy paszporty psów. Te drugie nawet nie zostają otwarte przez dwie panie palące papierosy w okienku granicznym.
– Dziękuję, dowodzenia – tylko tyle usłyszeliśmy. Nie sprawdzali nic.
Podjeżdżamy do kontroli celnej.
– Turist? – zapytała celniczka
– Da – odpowiedziałem odrazu po czym machnęła ręką by jechać dalej i jesteśmy wolni.
Witaj Rami w Unii Europejskiej. Kierujemy się na transalpine, tak by na drugi dzień pokonać granicę Schengen, która pokonujemy jeszcze bardziej spokojniej. Następnie Węgry, Słowacja i jesteśmy lądujemy w Polsce.

Rami znosi podróż wzorowo. Śpi cały czas i nie przysparza problemów. Jedyny minus to gdy nam się zerwała to musieliśmy poczekać chwile by wróciła, jednak zrobiła to sama więc może troche nam ufa. Jednak trzeba pilnować by nie uciekła.

RAMONA SZUKA NOWEGO DOMU!

Nie chcieliśmy zdradzać na naszych relacjach, że mamy jakichś pasażerów, bo mieliśmy na uwadze, to, że może coś się nie uda – tak jak to było z Flipem i Flapem. Jednak teraz gdy się udało i Rami, która jest idealnym psem dla kogoś kto podróżuje bo w samochodzie jest grzeczna jak srebnowlosy aniołem, może szukać nowego domu.
Jest to pies energiczny i na inny psy reaguje agresywnie, jednak już to do wypracowania albo szybko się uczy i ma już swój pierwszy górski trekking za sobą.

 

W drodze na Skrzyczne mijała dużo psów i gdy tylko przykuło się jej uwagę smaczkiem to potrafiła odpuścić awantury. Z naszymi psami już się toleruje i mniej więcej zna swoje miejscem potrzebne było kilka awantur by ustawić hierarchię, także być może nadaje się do domu z innymi psami. Dzieci na szlaku ja głaskały i przytulały, jednak z racji na swoją wielkość może ona wywrócić mniejsze dzieci.

Wdzięczna, kochana i uwielbiająca się przytulać. Potrzebuje jak to psy tej rasy, bo jest na pewno w typie rasy, dużo ruchu.

Załatwiać się w domu ani w samochodzie nie załatwiła, ale nie wiemy, czy będzie to robiła, więc tutaj jest do obserwacji.

 

Oczywiście będzie obowiązywać umowa adopcyjna, tu o pomoc pewnie poprosimy jakąś z fundacji, z którą mieliśmy kontakt podczas rozdawania paczek z karmą.

Także kochani, kto chętny na nowego PSIjaciela? Może ktoś z.rodziny lub znajomych chce? Udostępniacie i znajdźmy nowy dom dla naszej serbskiej Ramony.

Jeśli ktoś jest chętny do adopcji to zapraszamy do kontaktu z nami poprzez social media lub email. Linki macie poniżej!