Walka z wiatrakami. Dotarliśmy do Włoch! – część IX + przewodnik po Pozzuoli

Rozleniwiliśmy się i ciężko nam było się zebrać, by kontynuować opowiadanie o naszej drugiej podróży do Włoch. Jesteśmy już w miejscu docelowym, ponownie dotarliśmy do Pozzuoli. Mieszkaliśmy tu tylko pół roku, a czuliśmy się, jakbyśmy wrócili do domu. Ponieważ Anita miała egzamin na drugi dzień, zdecydowaliśmy się wynająć mieszkanie na dwa dni. Pozzuoli ma do zaoferowania dość dobrą bazę noclegową i jest świetnie połączona komunikacyjnie z Neapolem oraz z okolicznymi wyspami, które nie są jeszcze aż tak bardzo popularne, a mają naprawdę wiele do zaoferowania.

Zacznijmy jednak od naszego przyjazdu, zaraz po przyjeździe (było koło 15:00) Anita wzięła się za naukę, a ja przyniosłem nasze bagaże z samochodu. Koło 20 przerwa do nauki i idziemy do miejsca, które każdy, ale naprawdę każdy musi odwiedzić – Tito’. W Neapolu są naprawdę bardzo słynne pizzerie, choćby L’Antica Pizzeria da Michele, Sorbillo czy Pizzeria Di Matteo, ale… Jeśli ktoś z Was będzie w Neapolu, to proszę zapisać sobie to miejsce:

GDZIE ZJEŚĆ W POZZUOLI?

Spójrzcie tylko na ilość opinii i ocenę. Ocena jest zdecydowanie za niska. To miejsce jest nieziemskie i powoduje, że co jakiś czas (tylko ze względu na tę pizzerię) patrzymy na loty do Neapolu, tylko po to, by pójść i zaskoczyć rodzinę, która prowadzi to miejsce i spowodowała, że po prostu zarówno my, jak i nasze psy zakochaliśmy się w nich. Jakość podawanych tam dań, jak i sama atmosfera powoduje, że każdy z czystym sumieniem zostawi opinie w internecie oraz zostawi z chęcią napiwek.

Jeśli ktoś ma zamiar tam być, niech zadzwoni wcześniej i poprosi o „Pasta al forno” – zapiekany makaron, który nam podali, był najpyszniejszą rzeczą, jakie nasze podniebienia kiedykolwiek miały przyjemność skosztować. Miejsce to odwiedziliśmy również drugiego dnia, wtedy było luźniej w lokalu, a my mogliśmy chwile porozmawiać z naszymi włoskimi przyjaciółmi i zostawić im kilka polskich upominków.

JAKI PREZENT Z POLSKI?

I tu na chwile się zatrzymam, często na grupach o Włoszech pada pytanie – „Co polskiego dać Włochom w prezencie?” Istnieje jakieś dziwne przekonanie, że nietaktowne jest dawać w prezencie polskie artykuły typu: czysta lub smakowa wódka czy jakieś polskie wino. Nie rozumiem trochę tego, bo czego by nie dać im czegoś, czego nie mają u siebie? Będąc we Włoszech, mieliśmy okazje częstować ich różnymi polskimi artykułami. Od słodyczy, poprzez polską kiełbasę aż po różne trunki. Dawaliśmy spróbować np. Saskiej – Kawa z pomarańczą czy Kawa z nutą brandy, podarowaliśmy raz również wino z Winiarni Zamojskiej. Zawsze chętnie próbowali i chcieli więcej. Wydaje mi się więc, że to mylne, że nie wypada, bo zdecydowanie będą zaciekawieni czymś nowym i sprawi im to miłą niespodziankę. Także nie przejmujcie się, jeśli przeczytacie gdzieś, że nie warto im dawać polskich produktów.

Zobaczcie sami, jak zadowoleni byli nasi przyjaciele z podarowanych im różnych polskich specyfików.

Po zjedzeniu kolacji wracamy spacerem do naszego mieszkania, mijamy miejsca, w których bywaliśmy podczas naszego pobytu, w którym nas kojarzyli, rozmawiali i witali z uśmiechem. Śmieszne jest to, że więcej osób nas kojarzyło i rozpoznawało w tej 80-tysięcznej gminie niż w blokowisku, w którym mieszka maksymalnie 100 osób, baaaa! W klatce, w której jest 12 mieszkań. Tam dużo osób poznawało nas czy nasze psy, a w Warszawie no cóż, raz sąsiad wysłał, że dopiero się wprowadzamy (mieszkaliśmy już ponad rok w sumie i często mijaliśmy się i mówiliśmy dzień dobry – nie zawsze oczywiście odpowiadali). Innym razem wracając z paczkami, sąsiadka myślała, że jestem kurierem, który ma dla niej paczkę. Także zdecydowanie był to jeden z powodów, dla których czuliśmy się tam jak w domu, bardziej niż w prawdziwym domu.

Tu znajdziecie wcześniejszy post dotyczący Pozzuoli: Pozzuoli – miejsce, które nas wybrało

GDZIE NA DRINKA W POZZUOLI?

Jeśli macie ochotę siąść w miejscu, gdzie gromadzi się bardzo dużo młodych z Pozzuoli, a przy okazji nie wydać milionów monet to mamy dla Was dwie miejscówki.

Pierwsza z nich to „Beer Shop”, w którym za zawrotną kwotę 1 Euro możemy napić się Aperol Spritz’a. Zresztą ceny innych trunków też są bardzo kuszące. W weekendy to miejsce tętni życiem i ciężko wieczorem o miejsce przy stoliku, ale nie stoi to na przeszkodzie, by wziąć kubeczek z drinkiem i postać wśród tego hałasu, który po jakimś czasie powoduje, że można za nim zatęsknić.

Maksymalnie 100 metrów obok jest kolejny „droższy” lokal – Spritziamo, bo tam musimy zapłacić „aż 2 Euro” za drinka, ale tutaj do wyboru mamy różne rodzaje Spritz’ów i w podawanym drinku czeka na nas bardzo ciekawa, miła, słodka niespodzianka – żelkowe misie! Zajrzyjcie tam, gdy będziecie w Pozzuoli.

Trzecim miejscem, które możemy Wam polecić na wieczorne wyjście na drinka, jest Grida – Coctail Bar. Jest to już inny rodzaj lokalu i jest zdecydowanie droższy od dwóch pierwszych, jednak klimat miejsca, jakość podawanych trunków jest WOW! Także, jeśli budżet Wam na to pozwala i chcecie się zrelaksować, idźcie tam, na pewno każdy z Was znajdzie coś dla siebie. Mamy tam zdecydowanie duży wybór. Od włoskiego kratowego piwa – co nie jest popularne we Włoszech, aż po szeroki wybór koniaków, whisky i innych alkoholi wysokoprocentowych.

Wracamy do naszego pobytu. Wróciliśmy do mieszkania i Anita wzięła się za naukę do egzaminu i teraz trochę o podejściu na uczelni do studenta, bo jest to po prostu śmieszne i tragiczne jednocześnie. Poprawka egzaminu była tylko dlatego, że dziekanat uczelni po prostu wprowadził w błąd Anitę. Miała powiedziane, że nie musi się zapisywać na egzamin (maksymalnie 7 dni przed), tylko może spokojnie napisać do profesora, który przeprowadzał ów egzamin i pojawić i jako student projektu Erasmus zdawać. Anita pojechała w lipcu na ten egzamin, czeka, wszyscy już zostali przepytani i wchodzi ona. Profesor zdziwiony, że kto to jest. Nie ma na liście i nie może jej przeegzaminować. Nie była to oczywiście rozmowa w miłej atmosferze i finalnie przez wprowadzenie w błąd przez dziekanat okazało się, że nie zaliczy tego egzaminu, stąd nasz powrót do Włoch.

No i teraz kolejna część Włoskiego absurdu. Ustalony egzamin poprawkowy miał być tylko w formie ustnej, tak jak poprzednio (gdyby do niego doszło) jednak dzień przed ów egzaminem, który opisujemy, dotarła „ciekawa” informacja. Koło południa Anita dostała wiadomość od profesora, że egzamin będzie w formie pisemnej. No i weź tu człowieku bądź zdrowy! Uczysz się i nastawiasz na egzamin ustny, a tu nagle na niecałe 20 godzin przed egzaminem prowadzący robi psikusa polskiej studentce i zmienia format egzaminu. Egzaminu, od którego tak naprawdę zależy jej być, albo nie być, jeśli chodzi o kolejny, ostatni rok na studiach. Wprowadzone nerwy na pewno nie działają na korzyść Anity i dość długo siedzi w nocy, ucząc się do nowego formatu egzaminu.

DOJAZD Z/DO NEAPOLU

Anita wcześnie rano rusza do Neapolu samochodem, ja z psią ekipą zostajemy w Pozzuoli. Jednak trochę o środku połączenia do Neapolu. Najlepszym sposobem na dotarcie tam jest Cumana lub Metro, które tak naprawdę są zwykłymi pociągami. Koszt przejazdy nimi to tylko 2,20 Euro.

Stacja Cumana znajduje się w pobliżu portu (przystanek Pozzuoli) oraz gdy bliżej nam z promenady to musimy udać się na przystanek Cappuccini. Trasa tego środka komunikacyjnego wygląda następująco:

Tym środkiem lokomocji możemy dojechać aż do przystanku Montesanto, a tam możemy korzystać z metra lub spacerem w kilka minut znaleźć się w Dzielnicy Hiszpańskiej. Podróż z Pozzuoli do końcowego przystanku w Neapolu trwa około 25 minut. Pociągi kursują od około 6 rano do 22.

Kolejny środkiem transportu, który regularnie kursuje, jest Metro (we Włoszech Metropolitana). Tym środkiem transportu mamy możliwość dojechania zarówno do Neapolu, jak i również do oddalonej o ponad godzinę drogi Caserty, do której również warto wybrać się na jednodniową wycieczkę.

Metro w stronę Neapolu dojeżdża aż do dworca centralnego przy Piazza Garibaldi, a stamtąd? Wiele możliwości, możemy iść spacerkiem do historycznego centrum i zwiedzać Neapol, a możemy kupić bilet na Circumvesuviane i wybrać się na wycieczkę do Ercolano, Pompei, Wezuwiusza czy dojechać aż do stacji końcowej – Sorrento. A z Sorrento już rzut beretem do jednego z najsłynniejszych włoskich wybrzeży – Wybrzeża Amalfi, ale o tym w innym wpisie.

Metro to jedno z najbardziej popularnych miejskich środków transportu w Neapolu, jednak zarówno Metropolitana, jak i Cumana, często nie dzieła. Awarie, strajki lub nie wiadomo co. Często Anita miała problemy z dojazdem do Neapolu, ale dzięki temu, że są dwa rodzaje pociągów, to można nimi jeździć zamiennie.

PRZERWA NA KAWKĘ

Biorę psiaki na poranny spacer. Miasto zaczyna żyć, a my kierujemy się na początek na promenadę – Lungomare Pertini. Spacerujemy sobie i kierujemy się na kawkę do najlepszego punktu w mieście, wg nas oczywiście. „Exitus Cafe” w starym mieście. Gdy mieszkaliśmy tutaj, to kupowaliśmy sobie abonament na kawę – 15 espresso kosztowało jedyne 10 Euro. Normalna cena to euro za kawę, 1.5 cappuccino i 2 euro za cremino – pyszna zimna kawka, która trochę przypominała shake. Jednak oferta różnych odsłon kaw jest tutaj szeroka. Od pistacjowej brasiliany po różnego rodzaju kawy z likierami. Spróbujcie smakowitych słodkości, które są dostępne tylko w pierwszej połowie dnia, gdyż szybko się rozchodzą. Planujecie odwiedzić to miasto? Jeśli tak to zapisujcie kolejne miejsce na swojej liście!

WYCIECZKA PROMEM NA ISCHIE LUB PROCIDE

Obok centrum starego miasta z głównym placem – Piazza della Republika znajduje się port, z którego możemy popłynąć a dwie cudowne wyspy – Procide oraz Ischie. Wyspy te są świetną alternatywą dla bardziej popularnej wśród turystów wyspy – Capri.

Anita wraz ze swoją mamą i ciocią miała okazje być na jednej z nich. Ja niestety wtedy musiałem zostać, bo wyskoczyła awaria w moim projekcie i trzeba było gasić pożar. Ta mała, kolorowa wyspa w 2022 roku była Włoską Stolicą Kultury.

Prom z Pozzuoli na tę wyspę odpływa średnio co pół godziny, a koszt takiej podróży w dwie strony to około 15 Euro. Jest to idealny pomysł na jednodniową wycieczkę. Urokliwa wyspa oferuje naprawdę bardzo dużo, dlatego odwiedźcie ją i rozkoszujcie się cudownymi kolorami. Nieco droższe (~27 euro) jest przejazd w dwie strony na Ischie. W porcie możemy zakupić bilet, jednak zachęcam do zakupu wcześniej, chociażby tej stronie:

lub bezpośrednio na stronach przewoźników. W porcie możemy również wykupić jednodniowe wycieczki, w których mamy możliwość odwiedzenia dwóch tych wysp za jednym razem, zjeść kolacje w jednym z lokalów i wiele, wiele innych opcji.

Lody, lody dla ochłody!

Na Piazza della Republica znajdziemy też inne miejsce, którego nie da się nie zauważyć, a właściwie nie poczuć. Gdyż zapach wypiekanych wafelków do lodów unosi się po okolicy.
„Sottozero Gelateria della Signora” to lodziarnia, w której za 2.5 Euro zjemy rzemieślnicze pyszne lody, które często są podawane w jeszcze ciepłych wafelkach, które są wypiekane na miejscu. Pistacja oraz straciatella to smaki, które zawsze wybieraliśmy. Zajrzyjcie tam koniecznie i skosztujcie tych pysznych zimnych dobrodziejstw.

Wracamy do domu, bo Anita właśnie zadzwoniła z bardzo ciekawą informacją. Pokazującą kolejny poziom absurdu neapolitańskiej uczelni. Weszła na egzamin i prowadzący – „pan el profesore” szyderczym tonem oznajmił, że dzisiaj szczęśliwy dzień i nie musi zdawać egzaminu, ponieważ… zda go jutro, ustnie. Rozumiecie to wprowadzanie zamętu? No przecież to jest śmiech na sali. Ludzie na tej uczelni byli niepoważni często, załatwić formalności często graniczyło z cudem, a podejście do studentów to lekko mówiąc – kpina. Prawdziwa walka z wiatrakami. Często było, że Anita jechała na uczelnie, a profesor po prostu nie przychodził, nie informował o zmianie Sali czy godzinie wykładu.

Także uczelnia popsuła nam plany na świętowanie dzisiaj i na luźne spędzenie popołudnia w Pozzuoli, a Żabulci dodała kolejny dzień nauki i jeszcze więcej stresu. Dodatkowo Anita, gdy wróciła do samochodu, to okazało się, że ktoś nam porysował samochód i stłukł lusterko. Na szczęście mamy AC, więc zgłosiliśmy szkodę i na drugi dzień mieliśmy już gotówkę na naprawę szkód na koncie. Mieliśmy wiele razy doświadczenie z ubezpieczycielami różnymi i w tej podróży jeszcze będziemy mieli. Z czystym sercem możemy Wam polecić OC+AC+Assistance w Warcie. Korzystaliśmy wiele razy z dobrodziejstw Assistance i zawsze obsługa na najwyższym poziomie. Polecamy, jeśli planujecie ubezpieczyć!

Dzień nie zaczął się zbyt dobrze. Sprawy na uczelni, uszkodzenie samochodu, można by rzec, że delikatne zatrzęsienie tego, co miało być. Jeśli chodzi o trzęsienia, to kilka razy mieliśmy przyjemność tego doświadczyć. Wszystko dzięki znajdującemu się pod Pozzuoli superwulkanowi.

SUPERWULKAN, KTÓRY ZAGRAŻA EUROPIE

Pola Flegrejskie to nie jest zwyczajny wulkan, lecz superwulkan, zdolny do produkcji magmy o objętości większej niż tysiąc kilometrów sześciennych, czyli tysiące razy większej niż w przypadku normalnych erupcji. Wybuch tego wulkanu może mieć skutki porównywalne z upadkiem dużych rozmiarów meteorytu.
Z powierzchni ziemi w ciągu kilku sekund zniknie nie tylko Neapol zamieszkiwany wraz z przedmieściami przez 3 miliony ludzi, lecz również znaczny fragment włoskiego buta. O nieuchronności erupcji świadczy również stale podnosząca się ziemia w rejonie Wezuwiusza, co ma miejsce nieustannie od 2005 roku. W 2012 roku władze lokalne podniosły ostrzeżenie związane z erupcją obu wulkanów z najniższego stopnia zielonego do żółtego, czyli drugiego w czterostopniowej skali.

Co jakiś czas w mieście odczuwane były delikatne trzęsienia ziemi. Ciekawostką było to, że od razu po naszym przyjeździe było najsilniejsze trzęsienie od bodajże 50 lat – miało siłę 3.3. Później tak przyzwyczailiśmy się do tego zjawiska, że często nie zauważaliśmy delikatniejszych wstrząsów. Nauczyliśmy się żyć z tą nową sytuacją.

W Pozzuoli mamy możliwość wybrać się w różne miejsca związane z tym superwulkanem. Jednym z takich punktów jest Solfatara, gdzie możemy zobaczyć wydobywający się dym ze szczelin. Obecnie nie można zwiedzać krateru, gdyż kilka lat temu (2017 rok) z powodu wypadku, w którym zginęła dwójka rodziców oraz ich 12-letni syn, zostało wyłączone z użytku, jednak możemy śmiało podjechać na via Coste D’Agnano i zerknąć z góry na część tego superwulkanu.

Anita wróciła i siadła do nauki. Ja popracowałem sobie chwile i wieczorem wyszliśmy ponownie na spacer i kolacje do Tito. Przy okazji dając wspomniane wcześniej podarki z Polski i pożegnać się ponownie. Dzień miał wyglądać inaczej, ale miejmy nadzieje, że jutro wszystko się wyjaśni.

Wstajemy wcześnie, Anita jedzie dzisiaj komunikacją, ponieważ muszę nas spakować, bo dzisiaj już wyjeżdżamy z Pozzuoli w kierunku Polski. Dodatkowo brak lusterka w Neapolu może utrudniać podróżowanie.

Poruszanie się samochodem w Neapolu uznawane jest za coś niemożliwego. Jest to dość popularny mit, jak widać, my normalnie jeździliśmy. Owszem jest chaos, ale przyznam szczerze, że w tym chaosie jest więcej zrozumienia pomiędzy kierowcami oraz płynności w ruchy niż w niejednym bardziej uporządkowanym systemie ruchu drogowego. Najważniejsze to się nie bać i po prostu mieć oczy do około głowy i nawiązywać kontakt wzrokowy z kierowcami na drodze. To, że na drodze dwupasmowej jest 3 kolumny pojazdów to tylko na plus, szybciej korki znikają. Także nie ma czego się bać i można jeździć. Nie jest to, aż tak straszne, jak mogłoby się wydawać.

Z rana biorę pieski na spacer do ich ulubionego parku. Villa Park Avellino to park otwarty tylko w ciągu dnia, kilka razy robiliśmy sobie w nim piknik, jest bardzo zadbany – co w południowych Włoszech nie jest na co dzień spotykane, bo brudne zakątki, śmieci i ogólny bałagan choćby przy drodze to coś normalnego tutaj niestety.

Obok parku znajduje się Amfiteatr, bardzo ważny zabytek miasta. Ogólnie całe Pozzuoli jest bardzo ważnym punktem pod kątem starożytności, więc zatrzymajmy się na chwile i opiszmy historyczny aspekt tego miasta.

KĄCIK HISTORYCZNY

Puteoli, bo tak nazywało się miasto, które powstało w VI wieku p.n.e., było najważniejszym i najbardziej cenionym portem Rzymu. Była ważniejsza nawet od pobliskiego Neapolu, z wszelkich stron świata wpływały tutaj różne surowce, dzięki czemu kwitł przemysł. Po upadku Cesarstwa Rzymskiego w V wieku naszej ery oraz po licznych trzęsieniach ziemi spowodowanymi wcześniej opisywanym superwulkanem. Sytuacja Puteoli w tym okresie przyczyniła się do tego, że byłą smacznym kąskiem dla barbarzyńców, którzy najeżdżali i zrujnowali to miasto.

Kiedyś w mieście tym były dwa amfiteatry, do dzisiaj ostał się jeden z nich. Nie byle jaki! Powstały w II wieku p.n.e. Amfiteatr Flawiusza jest trzeciem co do wielkości amfiteatrem dawnego Rzymu oraz najpiękniejsze podziemia. Amfiteatr Flawiuszów został zniszczony w wyniku wybuchu wulkanu w 1198 r. Aż do XIX w. na zasypanym stadionie stały domy oraz niewielki kościół św. Januarego. Jednak po ok. 100 latach znów można było podziwiać to miejsce.

Bilety do amfiteatru kosztują 5 Euro ( 2 Euro dla obywateli Unii Europejskiej w wieku od 18 do 25 lat.), a w pierwsze niedziele miesiąca zwiedzać możemy za darmo. 

Więcej informacji znajdziecie tutaj: https://www.coopculture.it/it/prodotti/biglietto-anfiteatro-flavio-di-pozzuoli/

Wulkan Solfatara, który wspominaliśmy wyżej ma spore znaczenie w kulturze. W rzymskiej mitologii był siedzibą boga Wulkana, a w jego okolicy znajduje się jezioro Avernus, gdzie utrzymywano, że mieści się zejście do Hadesu – świata umarłych. W Eneidzie Wergiliusza, Eneasz właśnie w tym miejscu schodzi do świata podziemnego.

„Jest wśród ziem Partenopy i wielkiej Dycearchidy miejsce głęboką czeluścią zapadłe bez miary…buchający zeń wydech z furią na zewnątrz śmiertelnym zionie oparem. W miejscu tym nie masz zielonej jesieni, trawy nie rosną bujne na darni, ni słodkie śpiewy roznoszą się wiosną …chaos tam tylko i szare ściany skał ciemno – ponurych leżą jak w grobie, pociechę w smutnych znajdując cyprysach.”

Petroniusz, Satyricon

Kolejnym historycznym miejscem w Pozzuoli jest bez wątpienia Świątynia Serapisa, która tak właściwie była targiem miejskim, a nazwa wzięła się stąd, że pierwszą rzeczą, którą wykopano tutaj była właśnie statua tego hellenistycznego bóstwa. Jako że miejsce znajduje się w ścisłym centrum, to zdecydowanie warto przejść się i spojrzeć na to z góry.

Rione Terra to zdecydowanie miejsce, do którego warto się wybrać na spacer. Krótki spacer. Jest to pierwsza zamieszkała część Pozzuoli. Znajduje się na niewielkim wzgórzu, które strategicznie dominuje nad Zatoką Pozzuoli, co pozwoliło jego mieszkańcom skutecznie kontrolować ruch morski i lądowy oraz stanowić ważny bastion obronny.

Ówczesne Puteoli zostało wydedukowane jako kolonia rzymska w 194 r. p.n.e. i miało swoje bijące serce właśnie w fortecy. Wraz z narodzinami najpierw portu Ostia i upadkiem Cesarstwa Rzymskiego, Pozzuoli (które następnie rozciągało się na terytoria współczesnego Bacoli) szybko podupadło i zostało zredukowane do małej fortecy w dystrykcie Terra.

Do lat 60. XX wieku Rione Terra była nadal tętniącym życiem, choć popularnym centrum miasta, a upływające stulecia przysłoniły zabudowę z czasów rzymskich. W dniu 2 marca 1970 r. twierdza została ewakuowana po jednym z częstych rojów bradysejsmicznych w historii Pozzuoli, co doprowadziło do jej całkowitego opuszczenia. Na początku lat 90. rozpoczęto renowację i całkowitą przebudowę całej dzielnicy, która ujawniła także liczne świadectwa rzymskiej przeszłości miasta.

Ponownie otwarty dla publiczności w 2014 roku, strona była w remoncie przez wiele lat. Dla zwiedzających udostępnione są tylko niektóre tereny zewnętrzne (alejki i punkt widokowy), Katedra, Muzeum Diecezjalne i park archeologiczny.

Polecamy spacer po tym miejscu, szczególnie od piątku do niedzieli. Tętni tu bardziej życie i więcej miejsc jest otwartych.

Dobra chwila przerwy od tematu związanego z atrakcjami w Pozzuoli. Wracamy do najważniejszej w tej chwili sprawy – egzaminu Anity. Wróciłem ze spaceru do mieszkania, spakowałem nas do samochodu, zamknąłem mieszkanie i poszedłem nad morze, na kamienie gdzie pieski uwielbiały spędzać czas. Anita miała mieć właśnie egzamin, więc oczekiwałem niecierpliwie.

W końcu zobaczyłem połączenie, na które czekałem. Niestety… dobry wieści nie było. Egzaminujący profesor, ten, który robił cały czas pod górkę, był tak czepliwy, że czepiał się wszystkiego. Akcentu – że nie zrozumiały. Brak znajomości danego słówka, mimo tego, że Anita tłumaczyła na okrągło, bo na okrągło, ale znaczenie było. Miały być trzy pytania, a tu już po pierwszym powiedział, że dziękuje i dowidzenia. No po prostu cos mu nie pasowało, co? Nie wiem i pewnie nikt nie wie. W każdym razie od samego początku od pierwszego podejścia do egzaminu nie chciał przepuścić Anity i uwziął się na nią. Walka z wiatrakami. Ten egzamin trzeba było zdać, by można było kontynuować studia, na ostatnim, szóstym roku. I może nie byłoby jeszcze tak źle, bo można by było podejść do egzaminu w Polsce, jednak potrzebne byłoby zaświadczenie, że chodziło się na zajęcia i że po prostu nie zdało się egzaminu. I uwaga… nie można dać takiego zaświadczenia, bo wydają zaświadczenia, tylko jeśli zda się egzamin.

Na dzień dzisiejszy wszystko jest okej i Anita może podejść do egzaminu w Polsce, jednak cała ta batalia trwała około 3 miesięcy, bo na odpisanie na jednego maila przez włoską stronę trzeba było około 2 tygodni. W końcu przyznali się do błędu i wysłali zaświadczenie, także szczęście w nieszczęściu.

WŁOSKIE PANINI - WSZECHDOSTĘPNA KANAPKA

W momencie, gdy Anita wracała do Pozzuoli i czekałem na nią, nadeszła burza, która miała być dość gwałtowna. Dlatego niestety musieliśmy czym prędzej jechać dalej, ruszając w drogę powrotną.

Pogoda oraz cała sytuacja spowodowała, że nie odwiedziliśmy sklepiku brata właścicielki domu, od której wynajmowaliśmy podczas naszego półrocznego pobytu. Tu macie adres i idźcie na najlepsze kanapki w mieście i okolicy! Prawdziwy włoski sklepik, w którym nie śpieszno nikomu, pod wejściem kolejki, a wszystko taniej niż w nie jednym włoskim markecie. Za 1.5-2.5 euro dostaniecie mega kanapkę, którą możecie sobie zjeść, kontynuując spacer po mieście. Jak ktoś będzie to niech zostawi pozdrowienia od polaczków od Rity, no i oczywiście od Tadka i Sisi!

zdjęcie z pinterestu, bo niestety nie mamy żadnego 🙁

Włoskie kanapki możemy zjeść dosłownie wszędzie. Możemy poprosić o zrobienie np. w markecie, wskazujemy składniki i mamy gotową kanapkę. Popularne są też „Caseificio”, my przy każdej możliwej okazji odwiedzaliśmy ten sklep – Caseificio Agnena Srl. Produkty, które mogliśmy kupić w tym sklepie były krótko mówiąc – wybitne! Kanapka z mozzarellą di Buffala, do tego kawałeczek prosciutto. Mniam… Straciatella, która wypływa z tego sera, no ślinka cieknie na same wspomnienia. Także korzystajcie, będąc we Włoszech i zaglądajcie do sklepów, w których macie możliwość zjeść kanapeczkę.

My wyjeżdżamy i zostawiamy Pozzuoli, ale na pewno wrócimy tu. Co chwile patrzymy na promocyjne ceny lotów, jednak w ostatnim czasie ciężko znaleźć coś w rozsądnej cenie, a my dodatkowo nie wyobrażamy sobie podróży tam bez piesków. Przecież w Tito by płakali, gdyby pieski ich nie odwiedzili.

Było długo, ale może dotrwaliście do końca, jeśli tak to dajcie znać w komentarzach i zapraszamy Was do odwiedzin POZZUOLI. To nasz pierwszy przewodnik, dlatego krytyka wskazana! chcemy  opisywac miejsca, w których jesteśmy więc śmiało piszcie co chcielibyście w takich przewodnikach.

“Połowa trasy za nami. Dojechaliśmy do celu, teraz czas wracać. Zrobiliśmy około 2900 km.

W nagrodę dla wytrwałych kolejny, już ostatni film z Pozzuoli.