Wyjeżdżamy w naszą kolejną już podróż, decydujemy się na wystawienie przejazdu na trasę Warszawa-Bratysława — ale o tym za chwilę.
Na początku coś, co zdecydowanie miło nas zaskoczyło z Waszej strony. Przed wyjazdem zastanawialiśmy się, czy to, aby nie za wcześnie na założenie profilu na BuyCoffee. Jednak kilka osób pytało nas o to i zachęcało, że co nam zależy, przecież to nic złego. I po ponad dniu od opublikowania profilu, jesteśmy mocno, bardzo pozytywnie zaskoczeni Waszym wsparciem, stawiając nam wirtualne kawy. Dlatego dla osób, które nas wsparły lub wesprą. Jutro przygotujemy mały konkursik o dotyczący państwa, w którym już dziś będziemy.
Ale… oprócz wsparcia na tym profilu dostajemy sporo wiadomości na Instagramie czy innych socjalach, które powodują, że zdecydowanie chętniej nam relacjonować będzie w miarę na bieżąco tę wyprawę.
Wracamy jednak do naszej podróży. Zdecydowaliśmy się na zostawienie foteli z tyłu, gdyż będzie to część naszego przychodu podczas tej wyprawy. 700 zł to mały budżet (tutaj o naszym wyzwaniu: Uwaga! Przerywamy nadawanie! ), a dzięki fotelom z tyłu będziemy mogli wystawiać przejazdy na BlaBlaCar. Tak też zrobiliśmy w drodze do Bratysławy, dzięki temu do naszego budżetu wpłynęło 150 zł, co sprawia, że spora część wydatku na paliwo za tę trasę się zwróciła.
Z Warszawy wyjeżdżamy około godziny 12:30. Po drodze mamy 3-4 postoje, na tankowanie, odpoczynek czy na zakupienie kilku polskich produktów, które mogą się przydać.
Droga przez Polskę to droga przez śnieg, błoto i kałuże. Gdyby można dać naszemu Berlinkowi gumowce, to zdecydowanie byłaby bardziej komfortowa droga, a tak było to strasznie meczące. Na szczęście wjeżdżając na terytorium Czech, pogoda się poprawiła i droga była już przyjemniejsza. W drodze Anita prowadziła korepetycje z Matematyki i jakoś tak ten czas szybciej zleciał.
Nasz pasażer opuszcza nas około 80 km przed Bratysławą. Więc ostatni odcinek drogi pokonujemy już sami. Na park4night znajdujemy parking blisko centrum. Bezpłatny w godzinach nocny także idealnie, rano zrobimy sobie spacer i dopłacimy tylko 3 euro. Za komfort bycia blisko starego miasta, to prawie jak za darmo – czyli uczciwa cena.
Na miejscu meldujemy się dokładnie o 22:22. Psy uzupełniają zapasy pokarmu i wody a my dość sprawnie rozkładamy nasze łóżko. Samochód przygotowany na noc, więc my możemy wybrać się na nocny spacer po Bratysławie i jesteśmy mocno zdziwieni, że stolica Słowacji o tej porze jest w sumie dość pusta. Co jakiś czas mija nas jedynie grupka bratysławskiej młodzieży.
Chwilę po północy jesteśmy z powrotem w samochodzie i decydujemy się zjeść na szybko makaron Lubella, który przypadł nam do gustu podczas jednej z naszych wypraw. Przyprawiamy naszymi mieszankami przypraw, dodajemy mozzarellą mini i mamy szybkie (w 10-12 minut) jednogarnkowe danie.
O dziwo, jest tak ciepło, że pod kołdrą jest nam wystarczająco komfortowo, także noc spędzamy spokojnym, głębokim snem.
Rano budzi nas na zmianę budzik oraz walący o samochód gruby deszcz. Mamy czas do 8 na podjęcie decyzji co dalej, więc decydujemy się na szybkie złożenie i ruszenie dalej, ku kolejnemu przystankowi na naszej drodze – Słowenii.
Miał być miły spacer po Bratysławie, ale nie chcemy przemoczyć siebie i psów już na początku podróży. Bo do spaceru po mieście w takich warunkach zdecydowanie gumowce by się przydały. Chciałem sobie zrobić remake zdjęcia z Tadeuszem, które niespełna rok temu Anita nam ustrzeliła, ale jeszcze przyjdzie na to czas.
Dlatego łapcie kilka zdjęć z naszego zeszłorocznego pobytu w tym mieście.
A my jesteśmy już na Węgrzech i za kilka chwil będziemy w miejscowości, do której bardzo chcieliśmy wrócić.
Was zapraszamy do śledzenia nas na social mediach, a jeśli ktoś chciałby nas wesprzeć, stawiając wirtualna to poniżej również link do serwisu!
Zapisz się do newslettera, by dostawać informacje, które nie będziemy publikować na stronie. Podróżnicze ciekawostki, ciekawe oferty na loty oraz wiele, wiele innych.